Wpis 2019-11-18, 21:03
Listopadowe slonce chylilo sie juz ku zachodowi ,gdy posrod strzechy obleczonej bambusem chaty zakwilil przerazliwie Pokrzywnik.Wysuwajac ostroznie swoj czarny dziub sposrod niedbale wykutego otwory zdawal sie wyczuwac donioslosc chwili jaka nadeszla.Jego blekitne zrenice rozszeszyly sie ,gdy zimna kropla wody musnela jego zwienczona czerwonym grzebieniem glowe.Agrrrr skrzeknal donosnie wywolujac lawine podbnych sobie glosow niesionych czerwonym echem wokol wioskowej palisady.Agr,,Agrrr,,Agrrrrrrrrr! Tnac powietrze w swoim bezkresie niczym dziek dawno nie oliwionych wrot owo kwilenie szybowalo dziarsko i triumfalnie zwracajac uwage kazdego kto znalazl sie w zasiegu jego Uslyszenia.Stary Ohn Khi Rogh skinal glowa w pokorze oddajac ostatni hold swemu Panu i Powiernikowi.Patrzac na jego spekana brudzami trosk twarz zaciskal w rece czerowny koralik kolyszacy sie wiernie na rzemieniu wypowidajac slowa antycznej modlitwy.Gladzac swym steranym palcem drzaca linie na czole Naczelnika Plemienia przekazywal mu wieczny odpoczynek i ukojenie posrod gwaru kwilacego ptactwa.Po chwili do chaty w ktorej spoczywal zmarly weszla najmlodsza z jego zon.Tunam Tsen i kladac glowe na jego piersi ucalowala jego serce drzacymi ustami.Sarzec kiwnal wladczo glowa i po chwili do chaty weszla najstrasza z jego zon odziana jedynie w przepaske wykonana z trzciny .Kladac glowe na dolnej parti jego brzucha ucalowala go z czcia .Sta kiwnal glowa i obie kobiety ucalowaly glowe zmarlego.
-Czcigodny Duchu Tse oto nadszedl czas by twoj wierny sluga i nasz mistrz ,ktory dal milosc,madrosc i chleb swym niewiastom i dzielac z nimi loze zabezpieczyl swoj lud potomkami z twej laski i woli udaje sie na Zstapienie.Przeto Przyjmij go do siebie w swej laskawosci .
Nastapila chwila milczenia i dziesiec pozostalych zon weszlo do chaty ustawiajac sie sie w doch pieciososobowych kolumnach by uniesc cialo swego naloznika.meza,mentora ponad glowy na dwoch kijach posrod ktorych osadzaone bylo wiklinowe loze i bez slowa wyniesc zmarlego przed chate.
Chmara ptactwa wzbila sie na ten widok w gore jakby w nadzieji na rzucony okruch chleba rzucony w okresie wielkiej nedzy i glodu i szybujac wsciekle opadala w dol by po chwili wzbic sie z powrotem w gore jakby dym z jalowca stanowil dla nich niepzrebyta zapore.Ohn khi Rogh zatrzasl frewnianym dzbankiem po raz ostatni zakrywajac go wiekiem ,ktore stlamsilo wszelki dym dajac tym samym znak zonom postawienia zwlok na wykonanym z kilku bali lozu .Skrzek ptactwa zamienil sie we wsciekly gwizd i tyraliera pior,dziobow i szpon opadla na postawione na blotnistym gruncie zwploki szarpiac,klujac i rozrywajac je zaciekle.Nie trwalo to dlugo i krwawy miesisty strzep nie przypominajacy nic co zna ludzkie oko okleil bale bedace jego ostatnim lozem.Niewiasty pochylily glowy i w milczeniu ponownie wrocily do swych chat nakarmic swe glodne dzieci.Starzec zatoczyl palcem kolo w powietrzu i opsajac swa zgrzebla szate ruszyl w kierunku pola kukurydzy mieniacego sie zlotem kolb pomimo jesiennej sloty.Na ten gest mezczyni z wojowniczego plemienia Re uniesli bale ku gorze by ruszyc za swym przewodnikiem.Pare psow rzucilo sie by zadwolic swe zoladki surowym miesem.Tarzac sie miedzy soba w blotnistej mazi warczaly zaciekle o kazdy kes.oto krag natury znow zataczal swe kolo zgodnie z prastarym wierzeniem i zwyczajem.Posrod ulewnej nawalnicy jaka rozgorzala w tej chwili kondukt zmierzal ku przystani chlostany ostrzem lisci i twardym owocem kukurydzianych kolb >sunac z wolna swym traktem korzyl sie przed potega ,ktora nim miotala.Wiatr.Ziemia.Powierze.Woda.
Szli dlugo z trudem podtrzymujac na swych barkach ciezkie bale z ktorych splywala na nich posoka i razy lodowatych biczy zacinajacego niemilosiernie deszczu.Az dotrali na miejsce...